piątek, 28 września 2012

Będziemy "inżynierami humanistami"

Dzisiaj miałam dzień w rozjazdach. Zaczęłam od spotkania organizacyjnego na Politechnice. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy i mnóstwa nieciekawych - z tych przydatniejszych to wiem już gdzie jest mój dziekanat, kiedy przyjmuje prodziekan ds. studenckich, a także zostałam przydzielona do grupy i dostałam plan! Przy okazji zauważyłam, że plan studiów od tego roku "troszkę" się zmienił. Paradoksalnie najwięcej zajęć w pierwszym semestrze mam z HESu, czyli... przedmiotów humanistycznych! Nie mam pojęcia od czego jest ten skrót - Humanistyczno-Ekonomiczno-Społeczne? Z racji kierunku zamawianego mam również  Kierownika projektu - pana, który ma się zajmować uzgadnianiem wszystkich dodatkowych rzeczy dla nas. Powiedział dzisiaj, że aż 40 osób dostanie stypendia - 1000 zł co miesiąc przez I rok. Żeby dostać w drugim trzeba mieć odpowiednio wysoką średnią (stypendium dostaje połowa osób na roku). Zatem w tym roku mam na pewno dodatkowe dochody, w kolejnych latach mam nadzieję że też. Zdziwiło mnie dzisiaj mnóstwo ludzi - część nie miało rozszerzonej ani matematyki, ani fizyki, ani chemii. A co najdziwniejsze - oni mogą dać radę na I roku dzięki HESowi... Za niego jest aż 8 punktów ECTS! Wiem, że marudzę, ale byłam wstrząśnięta tym, że fizyki mam 15 godzin w całym semestrze, a humanistycznych aż 90! Co więcej, HES trwa aż 3 semestry... Obejmuje więcej godzin niż fizyka, chemia, informatyka czy angielski. Trochę mnie to zdenerwowało, bo w końcu nie szłam na studia "ogólnokształcące" tylko ścisłe. Podsumowując: jeden plan mam i przedmioty mnie nie satysfakcjonują.

Po spotkaniu odebrałam legitymację i miałam 1,5h przerwy, bo potem odbyło się (niezwyyykle ciekawe) szkolenie BHP. Obydwie panie prowadzące były znudzone tematem, nie mówiąc już o studentach. (-To sobie państwo przeczytają. <2 sekundy później> Przeczytali państwo już? - Taaaak! <chórem>) To zajęło kolejne 1,5h i wszyscy szybciutko uciekli. 


Wróciłam na chwilę do domu i znów pojechałam. Tym razem na spotkanie kwalifikacyjne na wolontariusza Szlachetnej Paczki. Pogadałam sobie z dziewczyną, która jest liderką regionu (Dąbrowa Górnicza, bo w Sosnowcu nie utworzyli;( ). Dowiedziałam się, że czeka mnie 8 godzinne szkolenie (padłam!), ale na szczęście w niedzielę i do tego przyszłą (o czym można mówić przez tyle czasu?). 


Na filologii nadal planu nie mam i pewnie go dostanę dopiero na spotkaniu (a wszystkie pozostałe specjalności już mają...), pewnie za bardzo się denerwuję, ale po prostu mam mnóstwo rzeczy do zgrania, a ta doba ciągle za krótka.

wtorek, 25 września 2012

Ekspresowa nauka hiszpańskiego

Pomysł na naukę hiszpańskiego przyszedł mi do głowy, gdy szłam na egzamin z niemieckiego w Krakowie. Przechodziłam z mamą obok Instytutu Cervantesa i zażartowałam, że za rok tu przyjedziemy. Potem zaczęłam rozmyślać, dlaczego by tak nie zrobić? Do konkretnej nauki wzięłam się po zgromadzeniu materiałów, 20 listopada 2011.

Etap I rozgrzewka:
  • "Język hiszpański. 20 minut każdego dnia" wyd. Langenscheidt (20 zł)
  • "Profesor Pedro. Słownictwo" wyd. Edgard (70 zł)
W książce są 32 lekcje+8 rozdziałów powtórkowych, w każdej lekcji jest trochę słownictwa i gramatyki z ćwiczeniami, potem dialog i ćwiczenia podsumowujące. Robiłam jedną lekcję dziennie, ucząc się słownictwa w "Profesorze". Przy rozdziale powtórkowym robiłam ćwiczenia i wysłuchiwałam dialogów z poprzednich 4 lekcji. Książkę skończyłam 31 grudnia 2011 i byłam mniej więcej w połowie poziomu A1.

Etap II codzienność:
  • "Duży kurs języka hiszpańskiego. A1-B1" wyd. Langenscheidt (40 zł)
  • "Testy gramatyczno-leksykalne A1-A2" wyd. Edgard (23 zł)
W książce jest 20 lekcji+4 testy. Każda lekcja zaczyna się od krótkiego tekstu, potem dialog, słownictwo i gramatyka. Do wszystkiego są ćwiczenia (około 10 na lekcję). Test to około 6 ćwiczeń sprawdzających materiał z poprzednich 5 lekcji. Do tego na końcu książki są również ćwiczenia na słuchanie i mówienie (do tego są osobne dwie płyty CD). Pierwsze 5 lekcji było dla mnie powtórką, zrobiłam je dość szybko. Potem odstawiłam samouczek, żeby utrwalić wiedzę. Robiłam zadania z "Testów", potem znów 5 lekcji i "Testy", które skończyłam na tym etapie. I tak skończył się luty 2012.

Etap III z przerwami:
  • "Testy gramatyczno-leksykalne A2-B1" wyd. Edgard (22 zł)
  • "Hiszpański w ćwiczeniach A2-B1" wyd. Edgard (22 zł)
  • "Hiszpański gramatyka w pigułce" wyd. Edgard (20 zł)
Przerobiłam kolejne 5 lekcji z samouczka, potem robiłam "Hiszpański w ćwiczeniach" i "Testy". Jednak miałam problem z gramatyką, dlatego dokupiłam sobie odpowiednią książkę. Wybrałam ją, bo nie odstraszała ceną, ani ogromem materiału - akurat obejmuje wiedzę na poziomie B1. Na tym etapie zdarzyło mi się "zawieszać" naukę ze względu na maturę, ale w końcu w czerwcu skończyłam ostatnie 5 lekcji z samouczka i dokończyłam pozostałe ćwiczenia w innych książkach. Na tym etapie zaczęłam również oglądać seriale i filmy hiszpańskie. To wszystko zrobiłam do czerwca 2012.

Etap IV mówienie:
  • "Intensywny wakacyjny kurs języka hiszpańskiego" w Empik School (599 zł)
Chodziłam cały lipiec, 5 dni w tygodniu po 2 godziny zajęć na poziomie B1. Dałam radę bez problemu (nie byłam nawet najgorsza w grupie!), choć obawiałam się mówienia. Testy pisałam na poziomie ok. 84% i byłam bardzo zadowolona z postępów. W ten sposób dotarłam na B1 do końca lipca 2012.

Etap V egzamin:
  • "Aprende gramatica y vocabulario B1" wyd. SGEL (58 zł)
  • "El cronometro. Manual de preparacion del DELE Inicial"  wyd. Edinumen (55 zł)
  • "Preparacion al Diploma de Espanol Nivel Inicial B1+clave" wyd. Edelsa (93 zł)
  • "Las Preposiciones" wyd. Edinumen (39 zł)
  • "El Subjuntivo 1. Nivel intermedio"  wyd. Edinumen (45 zł)
  • "Practica tu espanol. Las expresiones coloquiales B1"  wyd. SGEL (37 zł)
Ten etap to typowe przygotowanie do egzaminu DELE B1, które niestety musiałam przerwać. Zaczęłam w sierpniu 2012, zrobiłam część Aprende, El cronometro i Practica tu espanol. O tych książkach pisałam już tutaj. Na pewno wrócę do nich w okolicach lutego-marca 2013, bo teraz mam zamiar zdawać egzamin w maju 2013 ;)
Na naukę pod egzamin wydałam 327 zł na książki, ale chodziłabym jeszcze na korepetycje - raz w tygodniu przez 2-3 miesiące (około 400 zł). 

Etap VI kontakt z native'ami:
  • "Warsztaty językowe AIESEC University" w Katowicach (99 zł)
Zapisy są od wczoraj, warsztaty rozpoczynają się 22 października. Całość trwa 8 tygodni, 2 lekcje po 2 godziny zegarowe w tygodniu. Dodatkowo zajęcia są prowadzone przez studentów bądź absolwentów danego kraju! Świetna okazja! Choćbym nie poszła na wszystkie zajęcia i tak jest to szalenie korzystna cena. Wrażeniami na pewno podzielę się w grudniu ;)


Podsumowując, na naukę od zera do B1 wydałam 816 zł i zajęło mi to około 9 miesięcy (nie liczę tutaj etapu V i VI). Dalsza nauka? Jak już wspomniałam, od lutego 2013 typowo pod egzamin. Jak na razie skupiam się raczej na przyjemnościach - seriale, filmy, muzyka, książki, no i ciągłe powtórki słówek w Profesorze Pedro. No i oczywiście te 8 tygodniowe warsztaty. Już nie mogę się doczekać!

sobota, 22 września 2012

Korepetycje czas zacząć

Przez ostatni tydzień po prostu umieram, rozchorowałam się na dobre (co oczywiście pozmieniało moje plany dość porządnie). Dzisiaj już powoli zaczynam czuć się normalnie, ale nadal to nie jest TO. Nie zrobiłam NIC związanego z językami (aż się boję włączyć Profesorów i zobaczyć te setki słówek), więc hiszpańskiego nie dokończę tak, jak planowałam. Jeśli chodzi o angielski to troszkę zmieniłam mój plan i Destination nadal jest w użyciu. Miałam zamiar jechać dzisiaj w Dąbrowskiej Masie Krytycznej, ale oczywiście nie wyszło. Musiałam przełożyć moje spotkanie w sprawie wolontariatu Szlachetnej Paczki (strasznie mi było głupio) i znaleźć kogoś, kto zamiast mnie poroznosi gazety. Za to dałam radę udzielać korepetycji w tym tygodniu.

Dwóch uczniów z zeszłego roku się do mnie odezwało, u jednego już byłam dwa razy. Jak na razie mam również dwóch nowych uczniów, czyli coś się zaczyna dziać. Kupiłam na Allegro parę pozycji w śmiesznie niskich cenach. Uczę dzieci z podstawówek i gimnazjów (10-13 lat), więc mam też mnóstwo gier (memory, planszówki, karty, domino itd) i piosenek w telefonie "w razie czego". Dodatkowo zawsze mam przy sobie jeszcze planer, kserówki ze starszych książek i "zeszyt korepetytora", w którym zapisuję co, z kim i kiedy zrobiłam, z czym był problem, co trzeba powtórzyć i inne uwagi wszelkiego typu (np. "nauczycielka czepia się wymowy - więcej czytania!"). Dodatkowo każdy uczeń ma u mnie swoją osobistą kartę pracy. Jest to zwykła kartka a4 z wydrukowanymi dwustronnie wymaganiami przygotowana wg rozkładów materiału podręczników (pasuje do klas IV-VISP, I-IIGM i I LO). Wszystko, co musimy zrobić w danym roku/semestrze jest zakreślone na kartce. Mam tam również dwie dodatkowe kolumny - "data" i "powtórka", wtedy wiem, kiedy po raz pierwszy przerobiliśmy dany materiał i kiedy go powtarzaliśmy bez zaglądania i szukania po moim zeszycie. Karta zawsze jest u mnie, ale omawiam ją co lekcję z danym uczniem żeby widzieć postępy.

Brakuje mi planów zajęć na semestr zimowy i przez to nie mogę sobie jeszcze ułożyć korepetycji, co strasznie mi przeszkadza, bo nie cierpię odwoływać i przekładać z dnia na dzień. Nie mogę już się doczekać mojej uroczystej immatrykulacji (nie mam kompletnie pojęcia jak takie coś wygląda!), ale trochę boję się tego biegania od miejsca do miejsca na samym początku. Dowiedziałam się, że pierwszy tydzień października na filologii to czas na sprawy organizacyjne i nie ma wtedy zajęć tylko jakieś obowiązkowe spotkania. Trochę to dziwne, ale cóż można zrobić...

sobota, 15 września 2012

IV Memoriał Agaty Mróz-Olszewskiej

Od wczoraj do jutra odbywa się IV Memoriał Agaty Mróz-Olszewskiej. Załapałam się na niego w ramach wolontariatu i... było warto! W tym roku w katowickim Spodku grają 4 drużyny: Tauron MKS Dąbrowa Górnicza, Dinamo Moskwa, Crvena Zvezda Belgrad i Azerrail Baku. Emocji fanom siatkówki żeńskiej z pewnością nie brakuje - doping kibiców podczas meczów Tauronu jest pierwszorzędny! Całość można również zobaczyć w telewizji (np. TVP Sport). Jako wolontariusz dostałam koszulkę i imienny identyfikator (nawet ze zdjęciem!). W Spodku muszę "przesiedzieć" dużo czasu - wczoraj 7h, dzisiaj 6h. Jest nudnawo dopóki nie gra Tauron. Wtedy schodzi się najwięcej osób, jest najgłośniej i najbardziej interesująco. Niestety "nasze" dzisiaj przegrały 3-0 z Dinamo Moskwa, ale mecz był pasjonujący i wyrównany.

Podczas tych trzech dni można oddawać krew i zapisywać się do banku dawców szpiku kostnego w autobusach przed Spodkiem.

Jutro zamiast do Spodka wybieram się na Mistrzostwa Polski w Maratonie MTB w Dąbrowie Górniczej, również jako wolontariusz. Nie wiem jeszcze jak to wszystko wygląda, pewnie opiszę całość w poniedziałek lub wtorek. A podczas ostatniego Rajdu załapałam kleszcza (niestety!) i teraz mam strasznie swędzący czerwony punkcik na nodze, ale pani Doktór stwierdziła, że antybiotyk trza wziąć! ;)

czwartek, 13 września 2012

Dzień Nauki i Przemysłu

W środę odbył się Dzień Nauki i Przemysłu w Gliwicach. Byłam, ale... nie było nic tak pasjonującego, co wywołałoby mój zachwyt. Obejrzałam wszystkie stanowiska (w większości albo siedziały znudzone dziewczyny, albo byli jacyś panowie w garniturach bardzo zainteresowani sobą i nic poza tym). Były 2 auta do oglądania, "pokój" w 3D, zdalnie sterowany szybowiec (rozłożony, w walizce a byłam koło 12!). Szczerze mówiąc, zawiodłam się, bo liczyłam na zdecydowanie więcej pokazywania niż gadania. Właściwie nie ma nawet o czym pisać.

Również wczoraj byłam na pierwszych korepetycjach w tym roku szkolnym i z utęsknieniem czekam na kolejne. Już zakupiłam podręczniki (allegro, gimnazjum stara podstawa - za grosze!) i tylko czekam aż będę mogła torturować moich podopiecznych nowymi czytankami ;)

Dzisiaj dowiedziałam się, że zostałam wytypowana do udziału w uroczystej immatrykulacji studentów I roku na Politechnice Śląskiej. Jest to tak uroczyste, że mamy nawet próbę generalną! W taki właśnie sposób 27 września  i 1 października muszę być w Gliwicach ;) Strasznie się cieszę, chociaż właściwie nie wiem czy wybrali mnie ze względu na wysoką pozycję na liście czy na chybił-trafił. Wiem, że z każdego wydziału zapraszają jedną dziewczynę i jednego chłopaka. Pojadę to zobaczę co się dzieje!

wtorek, 11 września 2012

Zdołowana

Całkowicie straciłam motywację do nauki hiszpańskiego, bo straciłam mój cel! Niestety nie mogę zdawać w listopadzie DELE z braku pieniędzy. Sam egzamin to 360 zł, do tego korepetycje (żeby poćwiczyć część ustną) to około 400 zł, jeszcze dojazd i noc w Krakowie (bo egzamin trwa dwa dni) to około 150 zł. Wychodzi prawie 1000 zł! Bardzo nad tym ubolewam, ale liczyłam już wszystko co mam, brałam pod uwagę wszelkie możliwe źródła dochodu. Po cichu liczę na to, że w takim razie w maju dam radę zdać B2, ale z powodu natłoku zajęć od października szczerze w to wątpię. Nie chcę odpuścić nauki i zostać z niczym, ale chyba będę musiała to zrobić.

Hiszpańskiego uczę się od grudnia 2011 i w planach miałam zdawanie DELE B1 w listopadzie 2012. Nauka poszła mi szybko i bezproblemowo, a co najważniejsze niemalże bezpłatnie. Wprawdzie chodziłam na intensywny kurs w lipcu żeby poćwiczyć mówienie, ale nadal nie czuję się na siłach i potrzebuję dodatkowych zajęć. W takim razie będę się uczyć codziennie do końca września, a potem albo raz w tygodniu, albo skupię się jedynie na oglądaniu filmów i czytaniu artykułów. W ten sposób z projektu "certyfikat w rok" zostaje "hiszpański przez 10 miesięcy". Szkoda mi tego, ale może nie zapomnę wszystkiego i dam radę w maju. Oby!

1. Rajd Katowicki

W niedzielę odbył się 1 Rajd Katowicki. Z tego powodu wstałam przed świtem (czytaj: 7 rano), aby stawić się w umówionym miejscu godzinę później. Miałam pracować jako ochroniarz podczas rajdu, jednak całość podzielona była na trzy odcinki. Ja z chłopakami trafiłam do tego położonego w lesie. Może to i dobrze, bo pogoda była upalna a ja w dżinsach... Gdy wreszcie byliśmy na miejscu (w Rudzie Śląskiej) rozdali nam kamizelki odblaskowe, identyfikatory i gwizdki. Po czym zajęliśmy się zabezpieczaniem trasy taśmą. Gdy już wszystkie wyjazdy z lasu na drogę były zablokowane zaczęli nas ustawiać. Ja trafiłam na miejsce, gdzie droga asfaltowa spotykała się z trasą rajdu. Miejsce nie najgorsze - miałam ciągły kontakt z ludźmi. Po chwili przywieźli mi butelkę wody i kazali czekać. W tym miejscu wyścigi zaczęły się dopiero o 11.40 i trwały z krótkimi przerwami do 16.40. W tym czasie przez moje stanowisko przewinęło się dziesiątki rowerzystów, odprawiłam kilkanaście samochodów, informowałam wielu pieszych i widzów. Zdarzało się, że kogoś nie interesowało to, że za chwilę może tędy jechać rozpędzony samochód - on musi zdążyć na szychta i koniec! Było paru awanturników ("A gdzie ja to mogę wszystko zaskarżyć, bo mi się to nie podoba!") i paru ciekawskich ("A po co pani tak ciągle gwiżdże?"), ale zazwyczaj ludzie byli zainteresowani dlaczego nie mogą sobie w spokoju pochodzić po lesie. W tym jednym miejscu spędziłam 7 godzin. Po zakończeniu całości musieliśmy posprzątać folię, oddać kamizelki, odebrać pieniądze. W ten sposób w domu byłam około 18.30, czyli krótko mówiąc - cały dzień poza domem. Z racji tego, że nie wiedziałam gdzie będę stać to nie spryskałam się Offem, więc oczywiście złapałam kleszcza. Jak pójdę drugi raz na taką imprezę to zdecydowanie wezmę sobie więcej jedzenia i jakąś grubą książkę - w przerwach absolutnie nie ma nic do roboty! Wieczorem byłam wykończona całodziennym staniem, ale zadowolona kontaktem z zupełnie obcymi ludźmi. Jedynie dwie, czy trzy osoby były na mnie wściekłe, że "ktoś sobie urządził wyścigi w środku lasu. Jak tak można!".


Polecam obejrzeć końcówkę ;)

sobota, 8 września 2012

Solina 2012

W czwartek wieczorem wróciłam z mojego tygodniowego urlopu na Campusie Akademickim Solina 2012! Jednym słowem - nie ma drugiej takiej siedmiodniowej nieustającej imprezy! Całość odbywa się w środku kompletnej głuszy, nad zalewem, w ośrodku, którego czasy świetności dawno przeminęły. Muzyka gra 24 godziny na dobę, ciągle wszędzie są ludzie. Chcesz wyjść na spacerek o 5 nad ranem? Proszę bardzo, na pewno znajdziesz paru znajomych. Dwa posiłki dziennie to niby trochę mało, ale za to jedzenie jest naprawdę dobre. A wieczorami w każdym możliwym miejscu jest impreza. Niezapomniane przeżycie z atmosferą nie do opisania dla kogoś, kto tego nigdy nie przeżył. Zdecydowanie polecam!

W piątek do pracy z nadzieją na wypłatę a tu niespodzianka. Niestety księgowa na urlopie, trzeba poczekać jeszcze tydzień... No dobra, co miałam robić? Nic się nie kłóciłam, że i tak jestem po terminie a tu nadal nic. Zabrałam swoje 4 tysiące sztuk i poszłam na rejon. Wróciłam absolutnie wykończona... Po tygodniu małej ilości snu taka aktywność fizyczna zdecydowanie nie jest wskazana ;)

Dzisiaj odpoczywam, ale nie leniuchuję. Poprzestawiałam meble w pokoju, trochę posprzątałam i pogrupowałam rzeczy. Okazało się, że mam mnóstwo wolnego miejsca na nowe książki i nie tylko. W ten sposób w pokoju powstały dwie strefy - nauki i odpoczynku. W tej pierwszej jest biurko, regał, niska szafka półka, tablica magnetyczna i fotel obrotowy, a w tej drugiej mam witrynę, komodę, szafę, łóżko i stolik. Porządki jeszcze się nie skończyły, została mi zawartość szafy do ogarnięcia, ale już chyba dzisiaj nie dam rady tego zrobić...

Jutro od samego rana (znów 8.00) jadę na kolejny rajd - tym razem do Katowic i dodatkowo jako... ochroniarz! Jak to mówią "biorę co dają", a to dodatkowa okazja na jakiś zarobek. Przez wydatki na samochód w tym miesiącu jest u mnie zdecydowanie krucho z kasą... Niestety! A muszę coś uzbierać, żeby zapisać się na DELE ;)