niedziela, 17 lutego 2013

Organizacja wielokierunkowego studenta - języki obce

Jak to jest z tymi językami obcymi? Sama uczę się trzech - angielskiego, niemieckiego i hiszpańskiego. Z tym, że to moje "uczę się" wygląda zapewne zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażacie ;)

Angielski jest moim językiem wykładowym (filologia angielska język biznesu), mam również zajęcia z praktycznej nauki tego języka. Z tego powodu mam z nim codzienny kontakt - przygotowuję się na ćwiczenia, robię zadania, powtarzam przed kolokwiami. Mam z nim kontakt mniej więcej 30 godzin w tygodniu.

  • gramatyka: "Advanced Language Practice" Vince'a, teoria z "A Practical English Grammar" (Thomson, Martinet) i dodatkowo "CPE Use of English" (V. Evans) oraz "Grammar and Vocabulary for CAE, CPE" (Side, Wellman); zajęć na uczelni mam 1,5h tygodniowo, mniej więcej tyle samo siedzę nad tym samodzielnie
  • słownictwo ogólne: "Advanced Language Practice" Vince'a, wszystkie słówka tłumaczę i dodaję do Anki, potem powtarzam, powtarzam i powtarzam; dzięki temu systemowi przed kolokwium czy egzaminem muszę jedynie ostatni raz powtórzyć wszystkie fiszki w Anki
  • słownictwo biznesowe: "Business English Readings" (handbook i workbook), "Introduction to Macroeconomics" oraz ksera dostarczane przez prowadzących; spędzam nad tym samodzielnie jakieś 3h w tygodniu, robię ćwiczenia, czytam teksty, słówka dodaję do Anki i powtarzam...
  • wymowa: "English Phonetics and Phonology" (Roach) i "How Now Brown Cow"; zajęć mam 1,5h tygodniowo, jakąś godzinę tygodniowo pracuję również w domu nad wymową z nagraniami z HNBC i odrabiam zadania domowe (najczęściej transkrypcja tekstów na alfabet fonetyczny)

Oglądam stosunkowo dużo filmów i seriali - ostatnio moim największym guilty pleasure jest Hart of Dixie. Co tydzień oglądam również Grey's Anatomy, The Mentalist i How I Met Your Mother. Każdy z nich wykorzystuje zupełnie inny język, rozgrywa się w innym miejscu, w każdym mówią z innymi akcentami. Oglądam bez napisów, nie sprawdzam potem słownictwa, nie wracam do tych odcinków. Często oglądanie filmów łączę z jazdą na rowerze stacjonarnym - dwie pieczenie na jednym ogniu ;)


Z niemieckim mam codzienny kontakt poprzez korepetycje. Zazwyczaj jest to poziom podstawowy, ale zdarza się, że są jakieś powalające słówka ("A jak jest jaskółka?"). Mam zarezerwowane 2h w tygodniu na przerabianie nowego materiału na moim poziomie, w pozostałe dni powtarzam słówka i udzielam korepetycji. Mam z nim kontakt mniej więcej 12 godzin w tygodniu.

  • AusBlick B1+ (ćwiczeniówka): powoli przerabiam, przypominam sobie materiał; całość jest porządnie naładowana słownictwem, więc każde nowe słówko dodaję do Anki, jest również trochę tekstów do poczytania i ćwiczeń gramatycznych, więc przy natłoku zajęć nie szukam już innych materiałów
  • Profesor Klaus: codzienna powtórka słówek, mam również minimum nowych słów w tygodniu - 80, w ten sposób nie muszę się zmuszać do nauki, gdy jestem kompletnie wykończona

Jeśli chodzi o hiszpański to jest to mój "język dla przyjemności", nie wiążę z nim kariery, nie mam ochoty się przeprowadzać do krajów hiszpańskojęzycznych itd. Uwielbiam jego brzmienie i oglądanie hiszpańskiej telewizji. Mam z nim kontakt mniej więcej 4 godziny w tygodniu.
  • El Barco: serial hiszpański, odcinki wychodzą co tydzień, trwają 1-1,5h; oglądam w oryginale, bez napisów, nie rozumiem wszystkiego, ale wcale mi to nie przeszkadza
  • Profesor Pedro: tak samo, jak z niemieckim; codzienna powtórka słówek, mam również minimum nowych słów w tygodniu - 60, w ten sposób nie muszę się zmuszać do nauki, gdy jestem kompletnie wykończona
  • Practica Español: strona, na której znajdziemy wiadomości ze świata na różnych poziomach zaawansowania; 0,5-1h w tygodniu przeznaczam na czytanie tekstów

Nie mam sztywnych ram czasowych, kiedy mam się uczyć niemieckiego, a kiedy hiszpańskiego. Wiem, co mam zrobić w danym tygodniu i jeśli mam akurat trochę wolnego, albo ogromną ochotę to po prostu to robię. A jeśli nie znajdę czasu, to zazwyczaj nadrabiam w niedzielę. Jednak słówka w Profesorach i w Anki powtarzam codziennie, bez żadnych wymówek. Czasami nawet na jakichś bardzo nudnych zajęciach po cichutku wyciągnę telefon i powtórzę słówka z danego dnia. Nauka języków obcych przy nawale innych obowiązków jest głównie sprawą chęci i motywacji, bo jeśli się chce to zawsze się znajdzie ten moment na sięgnięcie do książki ;)

sobota, 16 lutego 2013

Koniec słodkiego lenistwa

Dawno mnie tu nie było, ale spokojnie - powoli nadrabiam blogowe zaległości. Szczerze mówiąc moja nieobecność nie była spowodowana zapracowaniem, przemęczeniem czy brakiem czasu a raczej lenistwem. Odkąd zaczęła się sesja (21 stycznia), a tym bardziej od początku lutego (kiedy to miałam większość zaliczeń za sobą) mam strasznego lenia. I to nawet nie chodzi o to, że nie chce mi się rano zwlec z łóżka czy wyjść z domu. Ja mam lenia intelektualnego! Poczytać książkę? E tam, łatwiej obejrzeć film. Poczytać blogi? Pff, lepiej kupię sobie nową pościel! Pouczyć się niemieckiego? Nieee, lepiej poodkurzam. Ułożyć sobie plan na drugi semestr? Ehhh, może jednak zrobię porządek w szafie. Zrobić zaległe zadania z gramatyki? Hmm, jeszcze dzisiaj nie jeździłam na rowerze!

Nawet przemalowałam pokój, poprzestawiałam meble, zrobiłam mnóstwo zakupów i byłam na szkoleniu w ArcelorMittal. Ale nie ruszyłam niemalże niczego, co wymaga nieprzerwanego skupienia. Mimo wszystko udało mi się pozaliczać wszystkie kolokwia i egzaminy w pierwszym terminie, na dodatek na niezłe oceny (głównie 4 i 4,5). Średnia z tego wszystkiego również wyszła przyzwoita - 4,0625 na filologii i 4,25 na inżynierii. Nie jest to może szczyt moich marzeń, ale biorąc pod uwagę liczbę zajęć jakie miałam w pierwszym semestrze (filologia, inżynieria, praca weekendowa, codzienne korepetycje i kurs hiszpańskiego) to myślę, że jest nieźle ;) Jedyne, co mi pozostało to uzupełnienie wszystkich wpisów i egzamin ustny, który jest formalnością na moim kierunku (5 min. rozmowy o obrazku). Nie mogłam do niego podejść, bo w tym samym czasie miałam inny egzamin.

W wersjach roboczych grzecznie czekają na publikację kolejne dwa posty - o językach obcych i organizacji miejsca nauki. Muszę je jeszcze trochę dopieścić, ale niedługo powinny się pojawić. 

Z ciekawych rzeczy: zainteresowanym językiem chińskim polecam stronę Chinese for Europeans (kolejny projekt z programu UE Lifelong Learning Programme), która zdaje się przyda się głównie osobom początkującym. Znajdziemy tutaj lekcje języka chińskiego po angielsku, a w wersji dla dzieci w każdym języku Unii Europejskiej (w tym po polsku). Warto zajrzeć zwłaszcza, że wszystko jest za darmo.

wtorek, 12 lutego 2013

Wiedeń - miasto dla (nie)zmotoryzowanych?

Wiedeń często wygrywa w rankingach na miasto o najwyższej wygodzie życia i dzieje się to nie bez powodu. Dziesięć lat temu został uchwalony Wiedeński Plan Ruchu, który zakłada, że w mieście najważniejszy jest pieszy. Tak - to samochody muszą się dostosować do ruchu innych, a nie wszyscy uciekać przed rozpędzonymi golfami i fiatami. Wszystko ładnie pięknie, ale jak coś takiego jest realizowane?

W założeniu pieszy ma możliwość przejścia przez miasto najkrótszą możliwą trasą i przy tym być całkowicie bezpiecznym. Przykład? Przejścia podziemne - owszem istnieją, ale można również przejść normalnie pasami. Nie ma barierek przy przystankach tramwajowych, więc można "przelatywać" przez ulicę, gdy się spieszymy. Czas oczekiwania przy przejściu dla pieszych to maksymalnie 40 sekund. Są ulice, po których można poruszać się tylko i wyłącznie pieszo. Wiedeń jest przystosowany do ruchu osób niepełnosprawnych i z małymi dziećmi. Krawężniki są niskie, na wszystkich światłach są również dźwięki, a brzeg tramwaju jest na wysokości chodnika. Często całe skrzyżowania są podnoszone, a przy przystankach autobusowych funkcjonują "antyzatoki", czyli po prostu wyspy na środku ulicy po to, żeby samochód nie mógł przejechać obok i przeszkodzić w ruchu pieszym. Same pasy często są zmniejszone - węższy pas = większa ostrożność podczas jazdy.

Wszystko po to, aby zostawić samochód i przesiąść się do komunikacji miejskiej, albo pokonać krótkie odcinki pieszo. Tramwaje (i autobusy) mają "zieloną falę" po to, by zatrzymywały się tylko na przystankach. Ponadto ograniczenia prędkości do 30 km/h, ulice jednokierunkowe, podziemne parkingi, stosunkowo tanie bilety komunikacji zbiorowej, system rowerów miejskich, mnóstwo ścieżek rowerowych (a rowery mogą wszędzie jeździć w dwóch kierunkach). Dobrym sposobem są również parkingi na przedmieściach zaraz przy stacji metra - w ten sposób nie trzeba daleko szukać innego środka transportu do centrum niż samochód.

Poruszanie się autem po Wiedniu po prostu się nie opłaca - zajmuje mnóstwo czasu i sporo kosztuje ;)

Dla zainteresowanych:

wtorek, 5 lutego 2013

Organizacja wielokierunkowego studenta - notatki

Bardzo się cieszę, że spodobały wam się moje sposoby na organizację ;) Dzisiaj opiszę mój system notatek. Nie jest on bardzo skomplikowany, nie zabiera dużo czasu, ale wymaga systematyczności. 

1. Kartki
Notatki robię na czystych kartkach w kratkę. Kupiłam pięć notatników z mikroperforacją A4, wprawdzie nie mają dziurek, ale to żaden problem zrobić je samemu. Na początku zabierałam cały notatnik, a kartki wyrywałam dopiero w weekend, ale okazało się to nieefektywne - dużo niepotrzebnego dźwigania. Zaczęłam wcześniej wyrywać kartki, dziurkować je i nosić czyste na zajęcia. Jest to dużo wygodniejsze, bo w mojej torbie zazwyczaj jest tylko teczka, czasem jakieś książki (albo słownik).

2. Wielokomorowa teczka
Bardzo tania i mega przydatna! Moja już jest trochę styrana, więc pewnie kupię nową na nowy semestr. Miała pięć komór, jedną wyjęłam, bo nie była mi potrzebna. Zostały mi cztery - korki, kartki, UŚ i PŚ. W tej na górze trzymam materiały dla uczniów, poniżej czyste kartki do pisania, niżej wszystko to, co mi potrzebne do zajęć na filologii w danym dniu, w tej najniższej to samo tylko, że na inżynierię. Dzięki temu nie gubię kartek i notatek, od razu też wiem, co schować do którego segregatora. Naprawdę polecam wszystkim, którzy mają sporo różnych zajęć i mnóstwo papierów do ogarnięcia.


3. Segregator
Ja mam dwa, po jednym na kierunek, oczywiście jeden zielony, a drugi żółty (nie mogłam znaleźć pomarańczowego...). W segregatorze mam też przekładki, po jednej na przedmiot. Wpinam do niego wszelkie materiały, jakie dostajemy, moje wszystkie notatki i ogólnie wszystko, co jest mi potrzebne na zajęcia. Aktualnie obydwa są pełne, na nowy semestr zakupię kolejne. Po powrocie do domu przekładam materiały z teczki do segregatora.

Notatki w przekładkach układam chronologicznie - najnowsze lądują na końcu. W ten sposób wygląda to jak zwykły zeszyt. Nie przepadam za koszulkami, więc korzystam tylko z tych w rozmiarze A5, gdy jakaś kartka jest zbyt mała żeby wpiąć ją samodzielnie.


4. System folderów na dysku
Mam bardzo ważny folder - studia. W nim trzy podfoldery - dokumenty, filologia i inżynieria. W dokumentach mam skany moich legitymacji, pierwszych stron indeksów, świadectwa maturalnego, dowodu osobistego i decyzji o przyjęciu na studia (bardzo potrzebne, bo co chwilę NFZ twierdzi, że moja karta jest nieważna i muszę ich zapewniać, że studiuję... eh, biurokracja). 
W folderze filologia i inżynieria mam podfoldery na każdy przedmiot, trzymam w nich skany notatek osób z grupy, dodatkowe materiały przesyłane nam na maila, sugerowane książki itd. Jest to bardzo przydatne - wszystkie materiały z maila i facebooka od razu ściągam na dysk i wrzucam do odpowiedniego folderu. Gdy za parę dni muszę z nich skorzystać - wystarczy, że otworzę folder bez przeglądania wpisów na fejsie (i możliwości utknięcia tam na długi czas ;).

5. Dropbox
Przydaje się, gdy chcę zabrać ze sobą pliki bez drukowania ich. Wygodne np. w wypadku książek, które prowadzący polecił przeczytać. Po co drukować 60 stron żeby raz je przejrzeć? Wtedy po prostu przerzucam plik do Dropboxa i gotowe. Mogę czytać w kolejce do lekarza, w przerwach między zajęciami, albo na nudnych zajęciach ;) Telefon mam zawsze przy sobie, więc zawsze mogę korzystać z tych materiałów. Przydatne również na zajęciach jeśli zapomnę coś zabrać ze sobą - wszystko jest dostępne na telefonie.

6. Notowanie
Ponieważ notuję na luźnych kartkach wszystkie muszą być odpowiednio opisane. Zawsze piszę przedmiot, następnie temat zajęć i datę. Temat zakreślam na zielono - dzięki temu rzuca się w oczy.

Wszystkie definicje zakreślam na czerwono, inne ważne rzeczy na żółto/pomarańczowo. Przetłumaczone słówka na niebiesko. Jeśli coś jest wypunktowane (i ma mnóstwo podpunktów) to zakreślam je na różowo. Oczywiście staram się nie zakreślać wszystkiego jak leci - wszystko po co, aby było jak najbardziej przejrzyście.


Sesja już prawie za mną - został mi jeden egzamin w piątek. Niestety drugi termin egzaminu ustnego (który jest tylko formalnością) jest dopiero w marcu, więc jeszcze trochę sobie poczekam...

Kolejny post z tej serii: nauka języków obcych przy natłoku zajęć. Mam nadzieję, że uda mi się go napisać jeszcze w tym tygodniu ;)