Jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne to tutaj moja motywacja zazwyczaj leży. Gdy wreszcie zwlokę się do domu to mam nadal mnóstwo rzeczy do zrobienia. A gdy przed snem pomyślę, że muszę jeszcze poćwiczyć to oczy same automatycznie mi się zamykają. Z ćwiczeniem rano jest jeszcze większy problem, bo nie jestem w stanie wyjść z łóżka, chyba że słońce świeci mi w twarz i ptaszki ćwierkają (bardziej prawdopodobna wersja: i sąsiad trzepie dywan).
Więc żeby się zmotywować ustanowiłam sobie nagrodę - za każdy zrzucony kilogram 100 zł na zakup ciuchów, butów czy kosmetyków i dodatków. Może być również na fryzjera czy kosmetyczkę. Szczerze mówiąc nie jestem absolutnie pewna ile ważę aktualnie (chyba coś około 50 kg), więc 1 stycznia wchodzę na wagę i od tej pory zaczynam liczyć. Planuję się ważyć raz na około 2 tygodnie, żeby widzieć jakieś efekty ;). Jako bonus mam zamiar mierzyć się również w talii, tak z czystej ciekawości (bo za to już nie ma nagród, przynajmniej na razie xD).
Jak to będę robić? Diety absolutnie do mnie nie przemawiają, po prostu uwielbiam jeść rzeczy, które mi smakują. Nie jem do końca "zdrowo", nie łykam żadnych witaminek... Ulubiona zupa? Barszcz czerwony z ziemniakami i solidną porcją skwarek. Ulubione drugie danie? Pieczonki (ziemniaki, marchewka, boczek, kiełbasa) lub pieczony kurczak. Co ciekawe to są jedyne potrawy, w których rzeczywiście jem ziemniaki - w innych ich po prostu nienawidzę i zawsze zastępuję ryżem. Ulubiony deser? Gorąca czekolada z porcją lodów i koglem-moglem. Czego nie cierpię? Z reguły dań wegetariańskich, szpinaku, wielu odmian spaghetti (ale kocham lasagne!). Odbiegłam od tematu! Otóż będę ćwiczyć! To znaczy ćwiczę! Gdy tylko na dworze znów zrobi się przyjemnie i będzie się dało wyjść w szortach na zewnątrz to znów będę jeździć na rowerze. Do tego czasu, żeby nie stracić formy jeżdżę na stacjonarnym - żeby się nie zanudzić przy okazji oglądam filmy. Po drugie, gdy nie pada i mój pies ma ochotę na coś innego niż spanie cały dzień w kojcu (szczerze mówiąc coraz rzadziej mu się chce) to idziemy na spacer. Niestety spacery są krótkie i dość powolne, bo biedak szybko się męczy. A jeśli na dodatek jest mróz, śnieg, albo niedawno padało to zaraz łapy mu marzną i nie chce dalej iść tylko próbuje mnie przekonać do poniesienia go. Spryciarz. Po trzecie wracam do starej, sprawdzonej szóstki Weidera. Największy plus? Zajmuje bardzo mało czasu, a okropnie męczy mięśnie brzucha! Jak na razie czas na nią znajduję bezproblemowo, ale to może zasługa tej przerwy świątecznej? Po czwarte: jem co chcę! xD
2. Zadbać o cerę, włosy, paznokcie, skórę i co tam jeszcze zostało do wymienienia
Na twarz mam lekarstwa od dermatologa, na paznokcie mam odżywkę poleconą mi przez dermatologa. Wcześniej jeszcze miałam krem przeciw przesuszaniu się skóry, ale jakoś ile razy idę do lekarza to mam pięknie nawilżoną (ciekawe jak to się dzieje...). Z włosami jest większy problem, bo od niedawna przetłuszczają mi się jak szalone. Powinnam myć codziennie, ale biorę je na przetrzymanie kiedy tylko mogę. Macie jakieś sprawdzone sposoby na to? Lekarka stara się mi dać hormony, ale jak na razie dzielnie się przed nimi bronię. Ogólnie mówiąc: zacząć więcej o siebie dbać. Skórę mam suchą, bardzo jasną i (niestety) skłonną do alergii, więc nie lubię eksperymentować z nowymi specyfikami, ale chyba muszę zacząć ;)
3. Przeczytać mnóstwo książek, a przynajmniej 50
Nie będę mówić: 30 min. czytania dziennie!, bo to w moim przypadku całkowicie nie ma sensu. Mój czas uzależniony jest od tak wielu zmiennych i niewiadomych, że czasami sama mam problem z określeniem, gdzie i co będę robić jutro. Więc powiem raczej: będę czytać kiedy tylko będę mogła, bo zdecydowanie mam co!
4. Odpuścić z pracą ;)
Często zdarza się taka sytuacja:
Jestem umówiona z przyjaciółką na 19, wcześniej już byłam na 4 zajęciach na różnych uczelniach, a jeszcze czekają mnie dwie godziny udzielania korków. Obiad jem w samochodzie, stojąc na światłach w drodze do ucznia. I w tym momencie dzwoni telefon. Za pierwszym razem nie odbieram, bo torbę z telefonem mam w bagażniku. Gdy zaczyna buczeć po raz drugi to parkuję i sprawdzam kto to - numer zastrzeżony. Okazuje się, że to matka jakiegoś biednego dziecka, któremu przypomniało się nagle, że ma jutro klasówkę. I pytanie, czy mogę przyjechać JUŻ? Najlepiej za 10 minut, żeby <wstaw imię> mógł potem trochę odpocząć. W tym momencie mam wielką ochotę po prostu się rozłączyć, ale tłumaczę, że dzisiaj najwcześniej na 19 i że to będzie kosztować więcej niż normalna lekcja. Wtedy zazwyczaj słyszę "dobrze, to ja się zastanowię i ewentualnie oddzwonię". Zdarza się, że po intensywnych poszukiwaniach biedna matka nie znajdzie żadnego innego korepetytora i rzeczywiście oddzwania... o 18.50. I pierwsze, co słyszę po odebraniu: "to będzie pani o 19 u <wstaw imię>?". Wtedy muszę przekładać spotkanie z przyjaciółką, zazwyczaj na inny dzień, bo nigdy nie wiadomo ile czasu spędzę z tym dzieckiem. I wprawdzie zarobię więcej, ale muszę zacząć mówić "nie, niestety dzisiaj nie jest to możliwe". W końcu kiedyś trzeba odpocząć!