poniedziałek, 31 grudnia 2012

Egoistyczne postanowienia noworoczne, sztuk cztery

1. Schudnąć do min. 45 kg
Jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne to tutaj moja motywacja zazwyczaj leży. Gdy wreszcie zwlokę się do domu to mam nadal mnóstwo rzeczy do zrobienia. A gdy przed snem pomyślę, że muszę jeszcze poćwiczyć to oczy same automatycznie mi się zamykają. Z ćwiczeniem rano jest jeszcze większy problem, bo nie jestem w stanie wyjść z łóżka, chyba że słońce świeci mi w twarz i ptaszki ćwierkają (bardziej prawdopodobna wersja: i sąsiad trzepie dywan). 

Więc żeby się zmotywować ustanowiłam sobie nagrodę - za każdy zrzucony kilogram 100 zł na zakup ciuchów, butów czy kosmetyków i dodatków. Może być również na fryzjera czy kosmetyczkę. Szczerze mówiąc nie jestem absolutnie pewna ile ważę aktualnie (chyba coś około 50 kg), więc 1 stycznia wchodzę na wagę i od tej pory zaczynam liczyć. Planuję się ważyć raz na około 2 tygodnie, żeby widzieć jakieś efekty ;). Jako bonus mam zamiar mierzyć się również w talii, tak z czystej ciekawości (bo za to już nie ma nagród, przynajmniej na razie xD).

Jak to będę robić? Diety absolutnie do mnie nie przemawiają, po prostu uwielbiam jeść rzeczy, które mi smakują. Nie jem do końca "zdrowo", nie łykam żadnych witaminek... Ulubiona zupa? Barszcz czerwony z ziemniakami i solidną porcją skwarek. Ulubione drugie danie? Pieczonki (ziemniaki, marchewka, boczek, kiełbasa) lub pieczony kurczak. Co ciekawe to są jedyne potrawy, w których rzeczywiście jem ziemniaki - w innych ich po prostu nienawidzę i zawsze zastępuję ryżem. Ulubiony deser? Gorąca czekolada z porcją lodów i koglem-moglem. Czego nie cierpię? Z reguły dań wegetariańskich, szpinaku, wielu odmian spaghetti (ale kocham lasagne!). Odbiegłam od tematu! Otóż będę ćwiczyć! To znaczy ćwiczę! Gdy tylko na dworze znów zrobi się przyjemnie i będzie się dało wyjść w szortach na zewnątrz to znów będę jeździć na rowerze. Do tego czasu, żeby nie stracić formy jeżdżę na stacjonarnym - żeby się nie zanudzić przy okazji oglądam filmy. Po drugie, gdy nie pada i mój pies ma ochotę na coś innego niż spanie cały dzień w kojcu (szczerze mówiąc coraz rzadziej mu się chce) to idziemy na spacer. Niestety spacery są krótkie i dość powolne, bo biedak szybko się męczy. A jeśli na dodatek jest mróz, śnieg, albo niedawno padało to zaraz łapy mu marzną i nie chce dalej iść tylko próbuje mnie przekonać do poniesienia go. Spryciarz. Po trzecie wracam do starej, sprawdzonej szóstki Weidera. Największy plus? Zajmuje bardzo mało czasu, a okropnie męczy mięśnie brzucha! Jak na razie czas na nią znajduję bezproblemowo, ale to może zasługa tej przerwy świątecznej? Po czwarte: jem co chcę! xD

2. Zadbać o cerę, włosy, paznokcie, skórę i co tam jeszcze zostało do wymienienia
Na twarz mam lekarstwa od dermatologa, na paznokcie mam odżywkę poleconą mi przez dermatologa. Wcześniej jeszcze miałam krem przeciw przesuszaniu się skóry, ale jakoś ile razy idę do lekarza to mam pięknie nawilżoną (ciekawe jak to się dzieje...). Z włosami jest większy problem, bo od niedawna przetłuszczają mi się jak szalone. Powinnam myć codziennie, ale biorę je na przetrzymanie kiedy tylko mogę. Macie jakieś sprawdzone sposoby na to? Lekarka stara się mi dać hormony, ale jak na razie dzielnie się przed nimi bronię. Ogólnie mówiąc: zacząć więcej o siebie dbać. Skórę mam suchą, bardzo jasną i (niestety) skłonną do alergii, więc nie lubię eksperymentować z nowymi specyfikami, ale chyba muszę zacząć ;)

3. Przeczytać mnóstwo książek, a przynajmniej 50
Nie będę mówić: 30 min. czytania dziennie!, bo to w moim przypadku całkowicie nie ma sensu. Mój czas uzależniony jest od tak wielu zmiennych i niewiadomych, że czasami sama mam problem z określeniem, gdzie i co będę robić jutro. Więc powiem raczej: będę czytać kiedy tylko będę mogła, bo zdecydowanie mam co!

4. Odpuścić z pracą ;)
Często zdarza się taka sytuacja: 
Jestem umówiona z przyjaciółką na 19, wcześniej już byłam na 4 zajęciach na różnych uczelniach, a jeszcze czekają mnie dwie godziny udzielania korków. Obiad jem w samochodzie, stojąc na światłach w drodze do ucznia. I w tym momencie dzwoni telefon. Za pierwszym razem nie odbieram, bo torbę z telefonem mam w bagażniku. Gdy zaczyna buczeć po raz drugi to parkuję i sprawdzam kto to - numer zastrzeżony. Okazuje się, że to matka jakiegoś biednego dziecka, któremu przypomniało się nagle, że ma jutro klasówkę. I pytanie, czy mogę przyjechać JUŻ? Najlepiej za 10 minut, żeby <wstaw imię> mógł potem trochę odpocząć. W tym momencie mam wielką ochotę po prostu się rozłączyć, ale tłumaczę, że dzisiaj najwcześniej na 19 i że to będzie kosztować więcej niż normalna lekcja. Wtedy zazwyczaj słyszę "dobrze, to ja się zastanowię i ewentualnie oddzwonię". Zdarza się, że po intensywnych poszukiwaniach biedna matka nie znajdzie żadnego innego korepetytora i rzeczywiście oddzwania... o 18.50. I pierwsze, co słyszę po odebraniu: "to będzie pani o 19 u <wstaw imię>?". Wtedy muszę przekładać spotkanie z przyjaciółką, zazwyczaj na inny dzień, bo nigdy nie wiadomo ile czasu spędzę z tym dzieckiem. I wprawdzie zarobię więcej, ale muszę zacząć mówić "nie, niestety dzisiaj nie jest to możliwe". W końcu kiedyś trzeba odpocząć!

niedziela, 30 grudnia 2012

30 rzeczy z 2012 roku


  1. W styczniu kupiłam nowego laptopa w całości za swoje pieniądze.
  2. W lutym trafiłam na pogotowie przez złą reakcję na leki.
  3. W marcu głównie uczyłam się do matury.
  4. W kwietniu byłam na dniach otwartych paru politechnik
  5. W maju napisałam matury! Na szczęście nie muszę już ich powtarzać ;)
  6. W czerwcu odpoczywałam od nauki, spotykałam się ze znajomymi i świętowałam początek lata.
  7. W lipcu byłam na kursie hiszpańskiego w Empiku.
  8. W sierpniu rozpoczęłam moją pierwszą pracę.
  9. We wrześniu byłam na Campusie Akademickim.
  10. W październiku rozpoczęłam studia na dwóch kierunkach.
  11. W listopadzie byłam na kursie hiszpańskiego w AIESEC.
  12. W grudniu uczestniczyłam w finale Szlachetnej Paczki.
  13. Szkołę w Nowym Roku rozpoczęłam od stłuczki (a na lekcje w końcu nie dotarłam ;)
  14. Podczas przygotowań do matury z angielskiego przerobiłam 4 książki.
  15. Podczas przygotowań do matury z matematyki zrobiłam około 1500 zadań.
  16. Opanowałam hiszpański na poziomie B1 niemalże od zera metodą samouctwa. Potem byłam na kursach żeby mieć z kim pogadać ;)
  17. Przez cały rok udzielałam korepetycji, co podreperowało mój budżet.
  18. Przez 4 miesiące pracowałam ;)
  19. Byłam wolontariuszką!
  20. Byłam na rajdzie samochodowym (dwa razy!)
  21. Byłam immatrykulowana przez Rektora ;)
  22. Ukończyłam szkolenie euroKobiety i dostałam certyfikat.
  23. Dostałam stypendium zamawiane.
  24. Przeczytałam około 20 książek.
  25. Obejrzałam około 95 filmów (większość bez napisów po angielsku lub hiszpańsku).
  26. Udało mi się zaoszczędzić całe 5000 zł!
  27. Jak zawsze, dwa razy miałam zapalenie zatok (czerwiec i wrzesień).
  28. Przekłułam sobie uszy! 
  29. Utrzymuję bliski kontakt z dwoma osobami z liceum, zaś z czterema innymi rozmawiam od czasu do czasu ;)
  30. Stałam się dużo bardziej zorganizowana i systematyczna.

czwartek, 27 grudnia 2012

I po świętach!

Ach du lieber Nikolaus,
komm ganz schnell in unser Haus!
Hab’ so viel an dich gedacht,
hast du mir was mitgebracht?



Święta się skończyły, czas wracać do pracy! Z zadowoleniem stwierdzam, że wszystkim spodobały się zakupione przeze mnie prezenty, sama również nie jestem rozczarowana, bo dostałam dokładnie to, o co prosiłam ;) Te trzy dni spędziłam z rodziną na błogim lenistwie, jedzeniu, oglądaniu Kevina, układaniu puzzli, jedzeniu, graniu na Playstation (do tej pory mam zakwasy...) no i jedzeniu! Koniec wolnego, czeka mnie teraz mnóstwo pracy - przynajmniej przez najbliższe trzy dni.

Załapałam się na stypendium! Nawet jestem druga na liście, dzięki czemu podobno czekają mnie jeszcze jakieś dodatkowe atrakcje. Jak na razie wszystko (oprócz kochanej fonetyki) mam zaliczone, ale przez moją półtora tygodniową chorobę przed świętami mam spore zaległości w notatkach i oddawaniu rzeczy "na zaś". Przede wszystkim chodzi o grafikę inżynierską, informatykę i ochronę środowiska. Muszę jeszcze pouczyć się do egzaminu z chemii i oczywiście na filologię. Ogólnie plan na teraz mam wypełniony i jestem w trakcie tworzenia zarysu przyszłego roku. Na pewno nie będą to żadne "postanowienia noworoczne", ani lista "to muszę zrobić" - raczej coś w stylu "za rok chciałabym...". 

W tym roku zapisywałam dokładnie co i ile wydaję. Największe wydatki to zdecydowanie paliwo, na drugim miejscu są książki - cała reszta to "te drobne rzeczy" tu 6, tu 15 zł, tam 2 i tak dalej. Od października moje wydatki zdecydowanie wzrosły - więcej jeżdżę autem (w listopadzie na paliwo wydałam 450zł!) i musiałam kupić kilka książek. Na prezenty wydałam 300 zł, czyli w miarę standardowo.

Jeśli chodzi o oszczędności to jak na razie nie mam o czym mówić. To znaczy łącznie na wszystkich kontach, lokatach, portfelach itd. mam te zamierzone 2000zł, jednak ciągle czekam na wypłatę stypendium. Podobno mamy je dostać 28 grudnia, ale nadal wszystko się może zmienić. Mimo to ten punkt mam zaliczony, bo kasa mimo wszystko jest!

Jak na razie wzięłam udział w dwóch szkoleniach - euroKobieta i Akademia PARP. Aktualnie uczestniczę też w kursie na platformie Coursera (Think Again: How to Reason and Argue) więc można powiedzieć, że  ten punkt mam zrealizowany.

W ten sposób 7 punktów przygotowanych na 2012 rok mam zrealizowanych. Poszło nieźle, większych problemów nie było. Na przyszły rok też przygotowuję taką listę - luźne rzeczy do zrobienia. Jak już pisałam wcześniej, w osobnej notce opiszę moje oczekiwania co do przyszłego roku. Na razie dopiero rozmyślam co chciałabym w niej umieścić - pewnie będą to ogólniki, bo nie lubię planować z aż takim wyprzedzeniem ;)

wtorek, 18 grudnia 2012

Now everything has changed...

5 stycznia 2008. Tego dnia zaczęłam oglądać Gossip Girl wraz z moimi przyjaciółkami. Pochłonęłyśmy wszystkie odcinki (wtedy dopiero 12) w jeden weekend. I wszystkie zgodnie nie mogłyśmy się doczekać kolejnego! Byłyśmy w drugiej klasie gimnazjum, bohaterowie serialu niewiele starsi, na dodatek bogaci, popularni no i mieszkający w Nowym Jorku! Jak mogłyśmy nie ulec? Byłyśmy oczarowane i zafascynowane, z utęsknieniem czekałyśmy na kwiecień z kolejnymi odcinkami. I właśnie od kwietnia 2008 roku we wtorkowe popołudnia systematycznie oglądałyśmy Gossip Girl. Serial do tego stopnia nas pochłonął, że zaczęłyśmy nazywać siebie nawzajem "na wzór" postaci, tzn. pierwszymi literkami imienia - S. N. M. K. A. Wtedy jeszcze królowało gadu gadu i smsy, więc powoli coraz więcej osób z naszego otoczenia dostawało "własną literkę" - P. F. W. E. Wtedy dosłownie wszyscy wiedzieli co ostatnio działo się w GG. Niesamowite!

Ale w końcu gimnazjum się skończyło, do tego samego liceum poszłyśmy już tylko we czwórkę - S. N. M. K. Fascynacja serialem zmalała, ale nadal co tydzień oglądałyśmy nowy odcinek. Nadal komentowałyśmy, marzyłyśmy, wymyślałyśmy "co by było gdyby". W kółko słuchałyśmy piosenek z serialu. Trochę zaczęłyśmy się od siebie oddalać - byłyśmy w różnych klasach, miałyśmy wielu innych znajomych. Jednak na kolejne spekulacje zawsze znalazłyśmy czas. Gdy nadeszła klasa maturalna nie byłyśmy ze sobą już tak blisko - spotykałyśmy się na imprezach, na urodzinach, na święta... Wraz z napisanymi maturami skończył się piąty sezon Gossip Girl. Miałyśmy mieszane uczucia - to już nie to, co kiedyś; to byłby ładny koniec serialu; czy warto to kontynuować? 

I w październiku, wraz z naszą rozłąką zaczął się ostatni, najkrótszy sezon. Studiujemy wprawdzie blisko siebie, ale ja zdołałam utrzymać codzienny kontakt tylko z jedną moją przyjaciółką. Wprawdzie widujemy się co dwa tygodnie, ale rozmawiamy niemalże codziennie. Z całego mojego "alfabetu znajomych" zostało S. i N. I właśnie dzisiaj, wraz z ostatnim odcinkiem Gossip Girl kończy się dla nas pewna epoka. W ciągu tych lat zdecydowanie wydoroślałyśmy, znalazłyśmy swoje pasje, nawiązałyśmy mnóstwo przelotnych znajomości i trwałych przyjaźni, wiele się nauczyłyśmy i nadal staramy się urzeczywistnić marzenia. I tak jakoś dziwnie myśleć, że już nie będzie smsa "OMG! widziałaś nowe GG?!" o przedziwnych porach dnia i nocy ;). Mam tylko nadzieję, że kolejna nasza tradycja - własne "święta" 28 grudnia, przetrwa jeszcze wiele kolejnych lat...

XOXO
S.


niedziela, 16 grudnia 2012

Warsztaty językowe AIESEC

Wczoraj byłam na gali podsumowującej ostatnią edycję warsztatów językowych AIESEC. Pożegnaliśmy naszych praktykantów, dostaliśmy certyfikaty, zrobiliśmy sobie ostatnie zdjęcia. Warsztaty trwały 8 tygodni, w założeniu miałam mieć 4 godziny zajęć tygodniowo, ale ponieważ w mojej grupie były 3 osoby to miałyśmy tylko 2 godziny. Mimo tego zdecydowanie było warto! Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy o Wenezueli i całej Ameryce Południowej, a także utrwaliłam gramatykę hiszpańską. Jednak przez większość tego czasu zwyczajnie rozmawialiśmy, oczywiście po hiszpańsku. Favio, nasz praktykant, wskazywał różnice między hiszpańskim w Hiszpanii, Wenezueli, Meksyku czy Argentynie. Zajęcia nie wyglądają jak typowa lekcja, bardziej jak spotkanie przyjaciół, podczas którego jeden z nich tłumaczy jakieś zagadnienia. Naprawdę nie przypuszczałam, że po roku nauki będę w stanie odbyć całkowicie normalną, bezstresową rozmowę z Wenezuelczykiem! Co więcej, rozumiałam 90% tego co mówił Favio, a gdy miałyśmy problemy to najpierw zasypywał nas masą synonimów, potem próbował wytłumaczyć słówko po hiszpańsku, a jak nadal nic nam w głowach nie świtało to podawał angielski odpowiednik. Rozmawialiśmy o naszych kulturach, studiach, zwyczajach, świętach, pozycji kobiet w społeczeństwie (!) czy planach na przyszłość. Spędzaliśmy świetnie czas, "przy okazji" powtarzając wszystkie czasy, poprawiając wymowę i akcentowanie, ucząc się nazw części mowy po hiszpańsku, a także całej masy innych rzeczy. Wcale nie czułam się jak na zajęciach językowych, cała nauka była "przemycana" a to chyba najlepszy sposób! Ani trochę nie żałuję tego czasu i całych 100 złotych wydanych na te warsztaty. Kolejna edycja podobno w okolicach marca, zapewne również się zapiszę ;)
Poniżej filmik promujący AIESEC, który pokazali nam wczoraj na gali:


A tutaj drugi filmik prezentujący czym jest AIESEC:



środa, 12 grudnia 2012

Się rozchorowałam ;(

As a rule, man is fool;
When it's hot, he wants it cool;
When it's cool, he wants it hot;
Always wanting what is not.
Anonymous

Wytrzymałam całe dwa tygodnie codziennych ataków zarazków, zarówno w domu, na uczelniach, jak i na korepetycjach. No i niestety odporność skończyła mi się wczoraj ;(. Byłam dzisiaj tylko na kolokwium z fonetyki, a poza tym siedzę w domu i szprycuję się lekami, bo w piątek mam ważną prezentację i ostatnie 4 godziny hiszpańskiego! 

Dzięki zapchanemu weekendowi mam strasznie dużo do nadrobienia, a tu głowa nie może się na niczym skupić, więc zaległości rosną... Mam jeszcze do napisania, co zrobiłam w poprzednim tygodniu, no to tak:

Tydzień czwarty
  1. Byłam na spotkaniu organizacyjnym w sprawie kierunku zamawianego i dowiedziałam się, że to wszystko jeszcze potrwa, a stypendium dostaniemy pewnie dopiero w lutym...
  2. Byłam na spotkaniu podsumowującym akcję "Wolontariat Katowice 2012" - był wiceprezydent miasta, darmowa herbatka i gra w kręgle. W podziękowaniu każdy dostał zegarek i ręcznik, a ci najbardziej aktywni - walizki.
  3. Kupiłam rodzince prezenty na gwiazdkę.
  4. Zrobiłam zadania z matmy z funkcji + napisałam kolokwium
  5. Zadania z chemii ze stechiometrii + napisałam kolokwium
  6. Napisałam kartkówkę z fonetyki z dyftongów
  7. Zaprezentowałam prezentację o uzależnieniach (zaliczyłam!)
  8. Napisałam kolokwium z języka biznesu
  9. Byłam na wizycie kontrolnej u lekarza
  10. Przepracowałam 5 godzin na korepetycjach
  11. Niestety nie dałam rady być na hiszpańskim
  12. I nie byłam na wfie
  13. Cały weekend spędziłam w magazynie Szlachetnej Paczki
  14. Byłam zaszczepić psa (wścieklizna+choroby zakaźne)
  15. Na mikołaja dostałam 2,5 kg czekolady <3
  16. Robiłam powtórki w Anki.
  17. Uaktualniłam moje CV
Nie było tego dużo, ale też nie notowałam codziennie co udało mi się zrobić, więc nie wiem czy to na pewno wszystko. Za to wiem na pewno, że ten tydzień był okropnie męczący fizycznie... Pewnie dlatego muszę to wszystko teraz odchorować. ;(

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Po finale Paczki

Już po finale Paczki, została za to masa roboty papierkowej do uzupełnienia. Jestem wykończona, cała w siniakach, zakwasach, z połamanymi paznokciami i niewyspana. Ale przeszczęśliwa! Widząc wyraźną ulgę, zadziwienie, zachwyt i ogromne szczęście na twarzach obdarowanych było tego warte! Wiele łez się polało, wiele gardeł zamarło i wiele par oczu nie mogło w to wszystko uwierzyć. Nanosiłam się kartonów jak nigdy, ale jakoś wszystko wydawało się lekkie i nawet nie przeszkadzało wynoszenie na 3 czy 4 piętro na ciaśniutkich klatkach schodowych kamienic, gdzie mieszkania są straasznie wysokie. Atmosfera w magazynie jest absolutnie niepowtarzalna - wszyscy pomagają, wolontariusze mieszają się z darczyńcami i osobami pomagającymi fizycznie. Wszyscy zgodnie, bez szemrania lecą do samochodów po usłyszeniu hasła "wnosimy kartony!". Wszyscy się jednoczą, chwilę odpoczywają popijając herbatkę i przegryzając ciasteczka, żeby zaraz wrócić do pracy. Za moment przyjdzie jakaś starsza pani mówiąc, że nie jest w stanie sama przygotować paczki, ale zebrała z koleżankami trochę jedzenia i... to "trochę" okazuje się mieścić w 6 pokaźnych torbach. Wolontariusze chwilę się naradzają i już wiadomo, do której rodziny trafią. Ktoś krzyczy, że potrzebuje kolejny samochód, bo już dwa są pełne, a kartony nadal czekają na załadowanie. I już zgłaszają się kierowcy, po chwili jadą wszyscy na drugi koniec miasta, gdzie zaskoczona rodzina nie może uwierzyć, że paczka dla nich przyjechała aż trzema autami!

Kto tego nie zobaczył na własne oczy to nigdy nie będzie w stanie sobie tego wyobrazić. Szlachetna Paczka bardzo się różni od typowych "zbieranin" dla potrzebujących. Kartony są pięknie opakowane (niektóre mają nawet kokardy!), wypełnione są starannie wybranymi przedmiotami (bardzo często nowymi) i przede wszystkim spersonalizowane. Dlatego też każdy karton jest opisany - musi trafić do odpowiedniej rodziny. Po dostarczeniu paczki jest ogromne zadziwienie, szok - bo jak to tak, wszystko dla nas? Większość spodziewa się jednego, może dwóch kartonów. A często dostaje 10, 15, czasem nawet 40! Jest to ogromna radość - dla rodzin, wolontariuszy i darczyńców. 

Bardzo często rodziny nie są przyzwyczajone do dostawania jakiejkolwiek pomocy, oprócz alimentów czy zasiłku na dzieci. Dlatego też widok tylu produktów na raz (często zwyczajnie nie da się wejść do mieszkania z tyloma rzeczami) jest dla nich takim wielkim zdziwieniem, ale też szczęściem. Dzięki wcześniejszemu zweryfikowaniu rodziny (przez wolontariusza, lidera zespołu, lidera rejonu, lidera regionu, itd...) wszystkie rodziny roszczeniowe nie są kwalifikowane do programu. Nie są to osoby, które utrzymują się ze swojej biedy i nie chcą zmienić swojej sytuacji. Dlatego warto im pomagać ;)

A w styczniu jak co roku WOŚP! 

sobota, 8 grudnia 2012

Jak wygląda CV studenta?

Mniej więcej raz w miesiącu aktualizuję moje CV. Lubię wiedzieć, czy zrobiłam przez ten czas coś wartego uwagi, czy coś się zmieniło, czy mogę coś wpisać, a może coś usunąć. W tym miesiącu mój życiorys troszkę zmienił formę.

Obecnie mam 6 nagłówków: wykształcenie, działalność studencka, wolontariat, języki obce, umiejętności i kompetencje oraz dodatkowe informacje. Postaram się krótko omówić co gdzie jest.

Na samej górze jest napisane moje nazwisko, poniżej moje dane osobowe. Następnie mamy pierwszy nagłówek: wykształcenie. Tutaj w moim przypadku mieszczą się jedynie studia (uznałam, że nie warto wpisywać liceum). Wygląda to tak: uczelnia, wydział, kierunek, typ studiów. Wszystko jest przejrzyste i czytelne, każda informacja jest w nowej linijce (na jeden kierunek mam 4 linijki tekstu).

Drugi nagłówek to działalność studencka. Tutaj wpisałam uczestnictwo w programach - kierunek zamawiany i zainSTALuj się. Następnie od myślników wypisane są wszystkie ważne aktywności jakich się podjęłam w ramach danego programu. Tutaj także mam zamiar zapisywać szczególne osiągnięcia.

Trzeci nagłówek to wolontariat. Jak łatwo się domyślić jest to lista akcji, w których uczestniczyłam (bądź uczestniczę nadal). Najpierw piszę nazwę, następnie obowiązki i na końcu organizatora. Oczywiście wszystko w osobnych linijkach.

W czwartym nagłówku - języki obce - mam wypisane 3 pozycje: angielski, niemiecki i hiszpański. Przy każdym z nich mam napisany poziom językowy (np. poziom samodzielności B1). Poniżej jakieś uzasadnienie (czemu akurat ten poziom ;), matura, certyfikat, czy ukończony kurs językowy. Nie piszę całości, jedynie te najistotniejsze, najnowsze osiągnięcia (np. nie wypisuje wszystkich kursów z angielskiego, jedynie maturę).

W piątym nagłówku są moje umiejętności i kompetencje. Jak na razie są tam dwie pozycje - obsługa komputera i prawo jazdy. Tutaj również mam informację o certyfikacie i odbyciu szkolenia z euroKobiety. Wszystkie tematy szkolenia, które przerobiłam mam tutaj wypisane (od myślników).

W szóstym nagłówku znajdują się dodatkowe informacje. Ciągle zastanawiam się, co można tutaj umieścić. Jak na razie wpisałam umiejętności miękkie (zdolności organizacyjne, praca pod presją czasu itd.), pewnie wymyślę coś jeszcze i dopiszę później.

Co jakiś czas lubię też pisać sobie "cv z przyszłości", tzn. wpisuję cele, szkolenia, akcje, w których chcę uczestniczyć. Wszystko zapisuję z konkretną datą, np. marzec 2013. Fajnie tak otworzyć sobie w marcu ten plik i zobaczyć ile zdołałam zrobić, a co okazało się fiaskiem. To również dobry sposób na motywację ;) Jeśli chodzi o moje stare "cv grudzień 2012" to po otwarciu przeżyłam szok! Zrobiłam dużo więcej niż miałam zaplanowane ;) Strasznie się ucieszyłam i oby tak było nadal!

A teraz idę spać, bo jutro znów Paczkowy magazyn otwarty od rana!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Podsumowanie tydzień 3

Mimo wszystko coś udało mi się zrobić. Tydzień dość zabiegany, ale jakoś to idzie.
  1. Byłam u dermatologa (planowana wizyta od dawna)
  2. Dopisałam do Anki narodowości K-O
  3. Ćwiczyłam wymowę dyftongów
  4. Opracowałam rozdział 14 i 15 książki do językoznawstwa
  5. Zrobiłam ściągę na fizykę...
  6. i napisałam z niej kolokwium.
  7. Byłam na WFie (trening wysiłkowy, masakra!)
  8. Przeczytałam rozdział 12 i 13 książki do historii
  9. Byłam u przyjaciółki (w ramach odpoczynku)
  10. Nie byłam na zajęciach: gramatyka, konwersacja (oba bo lekarz), fonetyka (bo kolokwium z fizyki było), matematyka (bo mi się nie chciało ;), język biznesu (bo byłam na ochronie środowiska)
  11. Przepracowałam 4 godziny na korkach (2 uczniów nie mogło niestety w tym tygodniu)
  12. Zdobyłam notatki z HESu
  13. Obejrzałam El Barco (4 odcinki)
  14. Byłam na hiszpańskim (2 godziny z Favio xD)
  15. Zrobiłam prezentację o uzależnieniach na socjologię
  16. Zrobiłam ostatnie zadanka z matematyki (w czwartek kolokwium!)
  17. Zrobiłam przedostatnie zadanka z chemii (we wtorek kolokwium!)
  18. Zrobiłam ćwiczenia z Indirect speech z Vince'a
  19. Byłam na happeningu Szlachetnej Paczki
  20. Znalazł się darczyńca dla mojej rodziny - rozmawiałam z nim przez telefon (14 min !)
  21. Odebrałam mój nowy kalendarz na biurko na 2013 rok ;)
Z jednej strony sporo, z drugiej mało zrobiłam. Ogólnie mówiąc zrobiłam sobie tydzień odpoczynku i wyszło mi to zdecydowanie na dobre. Teraz czekają mnie dwa tygodnie wytężonej pracy i znów troszkę luzów. Byle do świąt!

Postanowienia w sprawie filologii:
Mam zamiar zaliczyć przynajmniej pierwszy semestr. Jeśli w lutym zdecyduję, że mam całkowicie dość to rzucę ten kierunek. Na razie jednak nie chcę marnować tej intensywnej nauki i "coś" z tego mieć. Mam zamiar mniej czasu poświęcać przedmiotom z filologii - same minimum powinno już wystarczyć. Najgorsza sytuacja jest z literaturą, historią i fonetyką, bo całkowicie tych przedmiotów nie mogę ogarnąć. Ale jakoś to idzie... ;)

niedziela, 2 grudnia 2012

Zostań bohaterem!

Wciąż ponad 2000 rodzin czeka na pomoc w projekcie Szlachetna Paczka. Zostań ich bohaterem - zrób im paczkę na święta! Z przyjaciółmi, rodziną, kolegami z pracy - zaangażuj znajomych i pomóż innym! 

Najwięcej oczekujących rodzin jest w województwie świętokrzyskim i lubelskim, ale na pewno również w Twojej okolicy są osoby potrzebujące!

Chcesz pomóc, ale nie jesteś w stanie zorganizować paczki?
  1. Możesz przelać dowolną kwotę na finansowanie Szlachetnej Paczki, 
  2. Możesz wysłać SMS o treści PACZKA pod numer 75 465 (5zł+vat),
  3. Możesz przekazać 1% swojego podatku na Stowarzyszenie Wiosna.

Wbrew pozorom akcja Szlachetnej Paczki jest dość kosztownym przedsięwzięciem - materiały promocyjne, happeningi, szkolenia, materiały dla wolontariuszy (potrzebne do załatwienia papierkowej strony Paczki), wynajem magazynów... To wszystko kosztuje, ale jest konieczne do istnienia Paczki. Zostań dobroczyńcą i...

Wspomóż Paczkę! 

SZLACHETNA PACZKA w przemyślany sposób łączy tysiące ludzi:
  • Rodziny w potrzebie, które z niezawinionych przyczyn znalazły się w trudnej sytuacji,
  • Wolontariuszy, którzy nie boją się wejść w świat biedy i sami znajdują w swoim otoczeniu ludzi w trudnej sytuacji, 
  • Darczyńców, którzy dla konkretnych rodzin przygotowują PACZKI, 
  • i Dobroczyńców, którzy wprawiają w ruch koło dobroci. 

Bez Ciebie Paczka się nie odbędzie!

Jak zrobić paczkę?

sobota, 1 grudnia 2012

Rzucić czy zostawić?

Szczerze zastanawiam się nad rzuceniem filologii. Zaczęłam nawet robić listę "pros&cons".

Rzucić:

  1. Nie tego oczekiwałam po tych studiach. Tempo nauki języka jest masakrycznie powolne, za to ogromny nacisk jest kładziony na historię, literaturę i łacinę. Coraz mniej chce mi się chodzić na zajęcia.
  2. Mało uczą, dużo wymagają. Wiem, że studia polegają na samodzielnej nauce, ale jak można bez jakichkolwiek zapowiedzi sprawdzać znajomość nazw geograficznych (ktoś wie może gdzie leży Dżibuti i Kiribati?).
  3. Jestem w ciągłym pośpiechu i nie mam czasu dla siebie. Ostatnio 3 kawy i 1 posiłek dziennie to norma. Na dłuższą metę tak się niestety nie da.
  4. Kompletnie nie mam czasu na życie towarzyskie. W tym tygodniu byłam u przyjaciółki na chwilę i przez to mam ogromne zaległości w obowiązkach.
  5. Prowadzący zajęcia ciągle powtarzają, że przygotowują nas do pracy w roli tłumacza. Przed podjęciem studiów nigdzie nie było to napisane, miał być po prostu angielski w biznesie. Praca tłumacza (bez obrazy) jest dla mnie zbyt żmudna i monotonna, więc nie chcę jej wykonywać "na stałe" (dopuszczam jakieś krótkie zlecenia w nagłych wypadkach podreperowania budżetu).
  6. Mogłabym bardziej skupić się na inżynierii, chodzić na wszystkie zajęcia i mieć lepsze wyniki. Od drugiego semestru mają się zacząć dodatkowe zajęcia - chętnie bym na nie chodziła.
  7. Nie jestem pewna, czy te studia rzeczywiście są mi do czegoś potrzebne. Od dawna moim marzeniem jest emigracja do Austrii, gdzie angielski może się przydać, ale nie musi.
  8. Miałabym więcej czasu na naukę niemieckiego, może na jakieś kursy dokształcające.
  9. Stresuję się, jestem nerwowa i z tego wszystkiego zaczęłam przybierać na wadze. Nie mam kiedy poćwiczyć, czy się zrelaksować, gdy ciągle nade mną wisi wizja nieodrobionych zadań.
  10. Może lepszym pomysłem byłoby po prostu zdanie egzaminu z business english? Filologów jest już ogromna ilość na rynku pracy, więc po samej filologii na pewno nie ma co robić. Chyba muszę skupić się na możliwych możliwościach zatrudnienia, a w tym wypadku zdecydowanie wygrywa inżynieria - zarówno w Polsce, jak i za granicą. 
Zostać:
  1. Kryzys jest i nigdy nie wiadomo, co się może człowiekowi przydać. A nuż będzie potrzebny inżynier po filologii?
  2. Obecne odczucia mogą być przelotne - nie chcę później tego żałować. Nie chcę zamykać sobie żadnych ścieżek rozwoju.
  3. Może wszystko się wreszcie rozkręci i zaczną się przedmioty kierunkowe. Już niedużo zostało do końca semestru, może warto poczekać i zobaczyć jakie przedmioty będą na drugim?
  4. Mam dużo zajęć, ale nadal daję radę. Gdybym odpuściła i nie chciała mieć ze wszystkiego piątek na pewno byłoby mi łatwiej (ale niestety tak nie umiem ;)
Ehh... Mam przed sobą ogromny dylemat i coraz bardziej skłaniam się ku rzuceniu tego. Z drugiej strony nie chcę być nieodpowiedzialna - zajęłam komuś miejsce, więc teraz powinnam to kontynuować. Ale też nie byłabym jedyną, która zrezygnowała - najpierw na kierunku było 50 osób, zostały już tylko 44. Na pewno zdjęłabym z siebie ogromny ciężar i mogła wyciągnąć więcej z politechniki, a przede wszystkim odpoczęła.  Bardzo bym chciała spojrzeć na to z zupełnie innej perspektywy i ocenić całą sytuację obiektywnie...