Szczerze zastanawiam się nad rzuceniem filologii. Zaczęłam nawet robić listę "pros&cons".
Rzucić:
- Nie tego oczekiwałam po tych studiach. Tempo nauki języka jest masakrycznie powolne, za to ogromny nacisk jest kładziony na historię, literaturę i łacinę. Coraz mniej chce mi się chodzić na zajęcia.
- Mało uczą, dużo wymagają. Wiem, że studia polegają na samodzielnej nauce, ale jak można bez jakichkolwiek zapowiedzi sprawdzać znajomość nazw geograficznych (ktoś wie może gdzie leży Dżibuti i Kiribati?).
- Jestem w ciągłym pośpiechu i nie mam czasu dla siebie. Ostatnio 3 kawy i 1 posiłek dziennie to norma. Na dłuższą metę tak się niestety nie da.
- Kompletnie nie mam czasu na życie towarzyskie. W tym tygodniu byłam u przyjaciółki na chwilę i przez to mam ogromne zaległości w obowiązkach.
- Prowadzący zajęcia ciągle powtarzają, że przygotowują nas do pracy w roli tłumacza. Przed podjęciem studiów nigdzie nie było to napisane, miał być po prostu angielski w biznesie. Praca tłumacza (bez obrazy) jest dla mnie zbyt żmudna i monotonna, więc nie chcę jej wykonywać "na stałe" (dopuszczam jakieś krótkie zlecenia w nagłych wypadkach podreperowania budżetu).
- Mogłabym bardziej skupić się na inżynierii, chodzić na wszystkie zajęcia i mieć lepsze wyniki. Od drugiego semestru mają się zacząć dodatkowe zajęcia - chętnie bym na nie chodziła.
- Nie jestem pewna, czy te studia rzeczywiście są mi do czegoś potrzebne. Od dawna moim marzeniem jest emigracja do Austrii, gdzie angielski może się przydać, ale nie musi.
- Miałabym więcej czasu na naukę niemieckiego, może na jakieś kursy dokształcające.
- Stresuję się, jestem nerwowa i z tego wszystkiego zaczęłam przybierać na wadze. Nie mam kiedy poćwiczyć, czy się zrelaksować, gdy ciągle nade mną wisi wizja nieodrobionych zadań.
- Może lepszym pomysłem byłoby po prostu zdanie egzaminu z business english? Filologów jest już ogromna ilość na rynku pracy, więc po samej filologii na pewno nie ma co robić. Chyba muszę skupić się na możliwych możliwościach zatrudnienia, a w tym wypadku zdecydowanie wygrywa inżynieria - zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Zostać:
- Kryzys jest i nigdy nie wiadomo, co się może człowiekowi przydać. A nuż będzie potrzebny inżynier po filologii?
- Obecne odczucia mogą być przelotne - nie chcę później tego żałować. Nie chcę zamykać sobie żadnych ścieżek rozwoju.
- Może wszystko się wreszcie rozkręci i zaczną się przedmioty kierunkowe. Już niedużo zostało do końca semestru, może warto poczekać i zobaczyć jakie przedmioty będą na drugim?
- Mam dużo zajęć, ale nadal daję radę. Gdybym odpuściła i nie chciała mieć ze wszystkiego piątek na pewno byłoby mi łatwiej (ale niestety tak nie umiem ;)
Ehh... Mam przed sobą ogromny dylemat i coraz bardziej skłaniam się ku rzuceniu tego. Z drugiej strony nie chcę być nieodpowiedzialna - zajęłam komuś miejsce, więc teraz powinnam to kontynuować. Ale też nie byłabym jedyną, która zrezygnowała - najpierw na kierunku było 50 osób, zostały już tylko 44. Na pewno zdjęłabym z siebie ogromny ciężar i mogła wyciągnąć więcej z politechniki, a przede wszystkim odpoczęła. Bardzo bym chciała spojrzeć na to z zupełnie innej perspektywy i ocenić całą sytuację obiektywnie...
Moim zdaniem lepsze byłoby zapisanie się na kurs angielskiego. Ewentualnie wersja mniej obciążająca budżet - nauka samemu + native speaker (może być jakiś anglojęzyczny znajomy z czatu). Filologia to przede wszystkim poznawanie kultury, literatury kraju. Z resztą sama wiesz. Sama wiesz co jet dla Ciebie lepsze. Taka mała podpowiedź z mojej strony, że rzucić ;)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za wyrażenie opinii ;) Muszę być jednak na 100% pewna zanim podejmę decyzję, a do tego jeszcze mi trochę brakuje.
UsuńWidzę, że stoisz przed wyborem, który ja miałam jakiś czas temu. Ja studia filologiczne rzuciłam, bo nie satysfakcjonowały mnie zajęcia, które były prowadzone i przede wszystkim nie czułam żadnego postępu. Decyzji cały czas nie żałuję. Skupiłam się na jednym kierunku, dostałam się do Studenckiego Biura Karier i zdobywam doświadczenie do przyszłej pracy - a języki? Wierzę, że można nauczyć się ich samemu, a filologia jest dla pasjonatów. Wiedzę o literaturze można rozwijać samemu :)
OdpowiedzUsuńjednak decyzja należy tylko do Ciebie - życzę Ci powodzenia w jej podjęciu i nie żałowaniu kolejnego kroku! :)
Jak zostaniesz teraz, to rzucisz te studia później - skądś to znam.
OdpowiedzUsuńPo co Ci studia, skoro można pójść na kurs 'Business English'?
Inżynier po filologii? Ważniejsze doświadczenie, a nie papierki.
Lepiej skupić się na jednym niż ciągnąć kilka srok... Wiem, co mówię, bo sama miałam dwa kierunki dziennie (w tym filologię), pisanie licencjatu, staż w telewizji newsowej i pracę w dni robocze (!) i weekendy. Maksymalnie rok da się tak wytrzymać, ale te wyrzeczenia nie były tego warte.
Przemyśl to i licz się ze zdrowiem.
Ps.: nie 'ilość' zajęć, a 'liczba'. Zajęcia to rzeczownik policzalny. Pozdrowienia!
Jeżeli jeszcze nie podjęłaś decyzji (patrząc na zmianę nagłówka), mogę zalecić tylko jedno. Zdaj pierwszą sesję - potem zrezygnuj. Poświęciłaś dwa miesiące, a zaliczenia się przydają. Do sesji niecałe dwa miechy, a te wpisy mogą się przydać.
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie wpisania kolejnego posta ;) Podjęłam właśnie taką decyzję ;) Ale mimo wszystko wielkie dzięki za opinię!
Usuń